Przedmałżeńskie stereotypy – co przystaje, a co nie?
Ślubne uprzedzenia to temat rzeka, szczególnie u nas, gdzie wzorce ślubne są dość zakorzenione w naszej obyczajowości. Co wolno, a czego nie? Tę wątpliwość uzmysławia sobie multum potencjalnych małżonków, mając na względzie stroje, dekoracje i ogół tego, co składa się na szeroko rozumiany odbiór balu ślubnego.
Pomijając jednak, czy jesteśmy otwarci na nowoczesność, czy staliśmy się znaczniej zachowawczy – poza swoistymi wymaganiami dominują nad nami też standardy dobrego gustu. I tak oto, gdy mamy na myśli weselne stereotypy, których nie można naruszać, niewątpliwie kwalifikuje się doń biel weselnej sukienki, jej właściwa długość w kościele, bolerko na Eucharystii, garnitur pana młodego i wymóg elegancji względem gości.
Standardy, które wskazane jest natomiast przekroczyć, to eleganckie obuwie podczas imprezy, niezbędność noszenia bolerka do ostatniej godziny, odnoszenie się do pereł jako źródła niefarta i jedna kreacja przez całą imprezę. To naturalnie wyłącznie przykłady, których tak właściwie jest o wiele więcej i które dałoby się tu wyliczać i wyliczać. Nie jest to jednak niezbędne. Ślub ma być imprezą, którą zapamiętamy do końca życia z wykorzystaniem jej nieśmiertelnego charakteru. Zastanówmy się więc, do czego doprowadzimy, jeżeli postawimy na jakieś bulwersowanie, zupełnie niepotrzebne i opierające się na aktualnie popularnych trendach, a nie powszechnych i sprawdzonych szlakach? Wniosek ostateczny jest więc taki – weselne stereotypy żadną miarą nie muszą być złe, bo w dużej mierze są oparte na schematach wypróbowanych przez pokolenia. Ery się może przemieniają, lecz stan małżeński wciąż jest tym czym od lat.